Greckie słowo „ananke” oznacza
„przymus”. Nerwica natręctw jest
postacią nerwicy chyba najszerzej znaną potocznie, występuje bowiem masowo w
filmach i literaturze, a elementy anankastyczne w niektórych momentach życia
zdarzają się prawie każdemu z nas. (Spotyka się również formę nerwica obsesyjno
– kompulsyjna, ja jednak wolę „kompulsywna”).
W nerwicy natręctw mamy do
czynienia z obsesjami i kompulsjami. Te dwa pojęcia często są mylone ze sobą,
należy więc wyjaśnić, że obsesje to myśli natrętne zaś kompulsje to czynności
przymusowe. Te drugie są następstwem i konsekwencją tych pierwszych.
W nerwicy natręctw mamy do
czynienia z utrwaloną strukturą lękową o określonej treści. Pacjent przejawia
silny lęk, manifestujący się w irracjonalnym strachu przed jakimś zdarzeniem
czy zjawiskiem, nawet pomimo obiektywnie małego prawdopodobieństwa jego
wystąpienia. Na przykład panicznie boi się zabrudzenia rąk i związanej z tym
infekcji organizmu – to chyba najbardziej znany przykład lęku anankastycznego.
W związku z przeżywaniem takich obaw, stwarza sobie iście magiczne rytuały
mające uchronić go przed katastrofą – we wspomnianym przypadku myje ręce i/lub
całe ciało kilkadziesiąt lub nawet kilkaset razy dziennie (co skutkuje często
chorobami skóry), codziennie zakłada rękawiczki, nie podaje ręki spotkanym
ludziom, nie dotyka przedmiotów, których mogli dotykać inni (typowo -
klamki od drzwi), przed myciem rąk
odkaża umywalkę, wannę i wszelkie przybory do mycia itd.
Myśli obsesyjne są niezwykle
trudne albo wręcz niemożliwe do odegnania, mają też to do siebie, że wracają
tym natrętniej, im usilniej pacjent stara się ich pozbyć. Zadaniem czynności
przymusowych jest redukcja związanego z obsesjami, skrajnie nasilonego lęku,
jednak jeśli nawet redukcja ta następuje, lęk szybko powraca i konieczne jest
ponowne wykonanie przymusowego rytuału. Bywa, że pacjent anankastyczny,
skrępowany bezsensownymi ograniczeniami, jakie w końcu sam sobie narzucił, funkcjonuje
jednak przez długie lata, bo swoje nerwicowe rytuały doprowadził do
perfekcyjnej rutyny. W skrajnie nasilonych zaburzeniach obsesyjno –
kompulsywnych dochodzi czasem jednak do takich komplikacji codziennego życia
chorego, że konieczna jest zdecydowana interwencja terapeutyczna, ponieważ
pacjent nie jest w stanie poświęcać się czemukolwiek poza swoimi nerwicowymi
zwyczajami.
Przykładem niezbyt nasilonych
dysfunkcji obsesyjno – kompulsywnych jest zwyczaj nie nadeptywania na linie w
chodniku – jest to zwyczaj w zasadzie nieszkodliwy, lecz uciążliwy i
niepotrzebnie angażujący wiele cennej energii życiowej. Wyraźnie manifestuje
się w nim skrajnie nasilona sztywność neurotyczna - jest to przykład kompletnie bezsensownego
rytuału, który niejako wchodzi w krew, a w każdym razie w nawyk i nakłada
irracjonalne ograniczenia na rzecz tak prostą i automatyczną, jak chodzenie,
które u większości z nas przebiega całkowicie swobodnie i nieświadomie.
Kolejnym znanym przykładem
natręctw jest towarzysząca pacjentowi wyolbrzymiona obawa, czy wychodząc z domu
zamknął dokładnie drzwi, lub czy aby na pewno wyłączył gaz. W krańcowo
nasilonej postaci opuszczenie domu staje się w ogóle niemożliwe, ponieważ już
kilka kroków za progiem myśl o możliwych zaniedbaniach i związany z nią lęk
stają się tak nieznośne, że trzeba koniecznie wrócić i wszystko dokładnie
posprawdzać. Nawet stukrotna kontrola stanu rzeczy nie przynosi ulgi, bowiem
lęk powraca niezmiennie w takiej samej postaci, zaś jedynym sposobem na jego
chwilową redukcję jest wykonanie czynności przymusowej – w tym przypadku
rytuału sprawdzenia, czy wszystko jest w porządku. Tutaj z kolei spotykamy
doskonały przykład skrajnej nerwicowej perseweratywności – magiczne obrzędy
natrętne są powtarzane w nieskończoność, pomimo, że stosowane przeciwko
paraliżującemu lękowi nie odnoszą żadnego, poza chwilowym, skutku.
Z góry przepraszam za anonima, ale w tych czasach różnie bywa.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo młodą osobą,która cierpi na tą chorobę. Brakuje mi trochę tutaj dokładnego napisania z czego może się brać owa nerwica. Dla mnie moja nerwica bywa strasznie uprzykrzająca życie. I mam tutaj na myśli,gdy muszę na jednym wydechu tyle razy wydmuchać ''coś'' z ust, aż mam mocny ból w klatce piersiowej. To jest przykład jednej z tych najbardziej uciążliwych rzeczy u mnie. Biorę leki, staram się to ograniczać, ale w moim przypadku i tak jakieś natręctwo odchodzi i przychodzi kolejne. Nikt nie wie,że mam ta chorobę z rówieśników. To byłaby katastrofa. Już teraz, gdy mija zaledwie drugi miesiąc nauki mam dosyć, po prostu dosyć. Nie tylko szkoły,książek,ale i życia. Szafka w szkole=ciągle wkładanie palców w te miejsca w które ma przepływać powietrze,by cholera jasna sprawdzić czy jest zamknięte. Jednak,gdy odejdę od szafki-pójdę na inne piętro nie męczy mnie czy szafka jest zamknięta. Jednak ostatnio,gdy rano szykowałam się do codziennego życia, moja mama musiała wyjść przede mną do lekarza. I jak na to zareagowałam? Poczułam lęk?chwilowe otępienie? Ja przepraszam bardzo mam zamknąć mieszkanie? I po prostu wyjść na osiem godzin? Z czego mama i tak by wróciła po godzinie? To wyszłam razem z nią-będąc w szkole pół godziny wcześniej. A ak w tym czasie mogłabym spędzić czas na pomalowaniu paznokci czy rozpisaniu planu dnia. Albo obu czynności.
Nerwica naręctw, że tak powiem jest gorszą chorobą od depresji -wiem jednak,że wszystkie choroby nie tylko te fizyczne nie mogą ze sobą konkurować- bo ja wiem o tym co robię, wiem że jest to nie tylko absurdalne,lecz głupie i niepoważne. A osoba w depresji jest w pewnej bańce mydlanej.
Przepraszam za taki wywód,ale pomaga mi dzielenie się moją chorobą.
Serdecznie pozdrawiam!
Czy korzystasz z pomocy psychoterapeuty? ja od dwóch lat chodzę do mojej Pani Kasi i czuję się o niebo lepiej! Polecam skorzystać http://www.terapia-duszy.pl/kontakt.html
OdpowiedzUsuń