Jak działa esperal?
Substancja szeroko znana pod nazwą esperal to
tak naprawdę środek chemiczny o nazwie disulfiram. Esperal, podobnie jak
Anticol czy Antabus, to nazwy handlowe disulfiramu. W ciągu kilkudziesięciu
ostatnich lat w naszym kraju słowo esperal
obrosło swoistą legendą (piszę je małą literą, ponieważ weszło już wiele lat
temu do potocznego, obiegowego użycia). Zazwyczaj kojarzone jest z
beznadziejnymi, skrajnymi przypadkami uzależnienia od alkoholu – potocznie
uważa się, że osoba „wszywająca sobie esperal” jest osobą przegraną, zniszczoną
przez alkohol, nie poddającą się żadnej terapii odwykowej. W gruncie rzeczy ma
to niewiele wspólnego z prawdą. Kiedy rozmawiałem z chirurgiem zajmującym się
wykonywaniem takich zabiegów powiedział mi, że wśród swoich pacjentów nie
spotkał przedstawicieli tylko dwóch zawodów: nie wszywał esperalu zakonnicy i
kosmonaucie. Dodał również, że co do zakonnicy może się mylić, ponieważ mogła
ewentualnie nie przyznać się do swojego zajęcia, kosmonauta natomiast jest w
Polsce tylko jeden i z całą pewnością nie był przez niego operowany. Po
implantację disulfiramu sięgnęło w swoim czasie wiele znanych i powszechnie
szanowanych osób, choć wiadomo, że nie wszystkie otwarcie się do tego
przyznają.
Zasada terapeutycznego działania
disulfiramu jest bardzo prosta. Jednym z produktów rozkładu alkoholu etylowego
w organizmie jest aldehyd octowy. Związek ten jest dla ludzkiego ustroju silną
trucizną, w normalnych warunkach ulega więc szybko dalszemu rozkładowi, na
kolejne, mniej szkodliwe związki. Disulfiram hamuje rozkład alkoholu na etapie
aldehydu octowego, co zazwyczaj skutkuje wystąpieniem szeregu bardzo
nieprzyjemnych dla pijącego reakcji. Osoba, u której doszło do kolizji
disulfiram–alkohol może doznać wielu groźnych komplikacji zdrowotnych, w
skrajnych przypadkach może nawet umrzeć. Typowymi objawami tzw. „reakcji
disulfiramowej” są więc zawroty głowy, wymioty, nagłe wahania ciśnienia, zlewne
poty, bardzo nasilony lęk, uczucie duszenia się i inne. Czasami może nastąpić
atak drgawek lub nawet zawał mięśnia sercowego. W literaturze można znaleźć
wzmianki głoszące, że reakcji disulfiramowej towarzyszyć może „uczucie
umierania” – choć z psychologicznego punktu widzenia brzmi to nieco śmiesznie,
z pełnym poczuciem odpowiedzialności potwierdzam, że faktycznie tak się dzieje.
Wystarczy mieć na uwadze wcześniej wymienione objawy by zdać sobie sprawę, że
kolizja disulfiramu z alkoholem spowodować może wystąpienie przejmującego
poczucia bliskości śmierci.
Disulfiram w ostatnich czasach podawano
choremu drogą implantacji – tabletki wszywano pod skórę lub głębiej, pomiędzy
mięśnie, w określonych miejscach ciała (typowo na brzuchu, pod łopatką lub w
pośladku). Tak umieszczony środek powoli uwalniany był do krwiobiegu i w
zależności od ilości implantowanego preparatu przez pewien czas (zwykle kilka
miesięcy) był obecny we krwi osoby leczonej. Wcześniej podawano disulfiram w
formie syropu lub tabletek doustnych.
Terapia z użyciem disulfiramu
opierała się następujących zjawiskach: po pierwsze, występująca po użyciu
alkoholu reakcja disulfiramowa miała zniechęcać alkoholika do picia. U podstaw
tak prowadzonego leczenia leżały założenia tzw. terapii awersyjnej. Oczekiwano,
że jeżeli bezpośrednio po wypiciu alkoholu osoba pijąca poczuje się bardzo źle,
być może zniechęci ją to do sięgania po alkohol, ponieważ wywoła uczucie
wstrętu (awersję) do niego. Miałoby to zatem działać na zasadzie odwrotnej, niż
dotycząca każdego narkotyku zasada behawioralna mówiąca o tym, że aby doszło do
wyuczenia picia (lub przyjmowania innego środka), przyjemność musi następować
natychmiast po spożyciu, zaś skutki negatywne powinny być odroczone w czasie.
Po drugie – pacjent, któremu podawano disulfiram, był szczegółowo informowany o
możliwych skutkach ewentualnego zapicia. Można więc było przewidywać, że
świadomość zagrożeń wynikających z kolizji alkoholu z esperalem skutecznie
powstrzyma od picia przynajmniej niektóre osoby. Założenie to okazało się w
większości przypadków błędne i jakiś czas temu, po wieloletnich dyskusjach na
temat skuteczności takiej terapii disulfiram został ostatecznie wycofany z
produkcji (na pewno zresztą nastąpiło to również z innych powodów).
Wbrew założeniom terapii z
użyciem esperalu nie u wszystkich alkoholików występowała wyraźna i dramatyczna
reakcja disulfiramowa. U niektórych efekt był bardzo słaby, a u jeszcze innych
– żaden. W oczywisty sposób taka implantacja nie zniechęcała do sięgania po
alkohol. Jednak dużo ważniejsze jest, że nawet jeśli wszczepiony esperal
pomagał zachować alkoholową wstrzemięźliwość, implantacja dawała efekt
wyłącznie w postaci abstynencji. Jeżeli równolegle nie miało miejsca rozsądne i
prowadzone przy pełnym zaangażowaniu pacjenta leczenie odwykowe, objawy nałogu
nie podlegały terapii i abstynencja prędzej czy później (zwykle prędzej, niż
później) kończyła się zapiciem. W gruncie rzeczy okres wstrzemięźliwości
utrzymywanej wyłącznie ze strachu przed reakcją disulfiramową był zwykłym,
znanym każdemu alkoholikowi „dupościskiem”.
Tak prowadzona „terapia” nie
miała niemal żadnego terapeutycznego sensu. Pacjent, bojąc się efektu zapicia i
nie mogąc się napić, przeżywał prawdziwe męki, dręczony głodem alkoholowym i
innymi, charakterystycznymi dla choroby alkoholowej zjawiskami. Dużo częściej
jednak sięgał po alkohol, lekceważąc wszelkie możliwe konsekwencje. „Zalanie”
esperalu, częste wśród pacjentów leczonych w ten sposób, jest kolejnym
zjawiskiem obrazującym siłę uzależnienia.
Nie bez znaczenia jest również
fakt, że każdy pacjent z implantowanym esperalem, po napiciu się alkoholu wiedział przecież doskonale, że to esperal, nie zaś sam alkohol jest powodem
jego złego samopoczucia i że gdyby nie implantowany szkodnik, picie miałoby
swój normalny, gratyfikujący efekt. Dlatego wyuczanie reakcji awersyjnych było
co najmniej dyskusyjne.
Z biegiem czasu w społeczeństwie
zaczęło pokutować zupełnie nierozsądne przekonanie, że esperal jest „lekiem na
alkoholizm”. Osoby zainteresowane oczekiwały nierzadko, że implantacja
disulfiramu rozwiąże problem alkoholowy i to zupełnie bez świadomego udziału
osoby uzależnionej. Po implantacji preparatu pacjent miał więc złudne poczucie,
że oto przekroczył pewną barierę i rozpoczął nowe życie. Wszyciu disulfiramu
często towarzyszyły silne emocje – jest to bądź co bądź zabieg chirurgiczny, a
poza tym towarzyszyła mu najczęściej iluzoryczna decyzja o zerwaniu z
dotychczasowym trybem życia. Na fali uniesienia pacjent odczuwał czasem wielką
ulgę związaną z naiwnym poczuciem pewności, że teraz już na pewno nie sięgnie
po alkohol. Zaniedbywał wszelkie zalecane formy faktycznej terapii odwykowej.
Tymczasem po kilku dniach lub nawet godzinach wracały objawy uzależnienia, w
tym przede wszystkim głód alkoholowy. Pacjent, zupełnie nieprzygotowany do
radzenia sobie z życiem „na trzeźwo”, bez alkoholu, wpadał w panikę,
popełniając zazwyczaj głupstwo za głupstwem, co nieuchronnie prowadziło do
kolejnego, często tragicznego we wszelkich skutkach zapicia.
Czasami alkoholicy usiłowali na
różne sposoby „oszukać” disulfiram i przez lata powstawały najróżniejsze,
cudowne metody picia mimo implantowanego preparatu. Próby takie uwidaczniają
nie tylko siłę samego uzależnienia, świadczą bowiem również o bezsensie
podejmowania jakiejkolwiek terapii, jeśli u podstaw nie leży autentyczna chęć
i motywacja do zdrowienia. Bywało bowiem i tak, że pacjent, zaraz na drugi
dzień po implantacji disulfiramu podejmował rozpaczliwe wysiłki w kierunku
możliwie bezpiecznego wprowadzenia się w stan upojenia alkoholowego. Lub też
decydował się na natychmiastowy, kolejny zabieg, tym razem wydobycia esperalu
spod skóry.
Chirurg wszywający implant może
go także usunąć. Nierzadkie wśród pijących były również próby pozbycia się
implantu przy pomocy najróżniejszych, często prymitywnych, domowych technik.
Jednak filmowe przedstawienia wyrywania esperalu z ciała przy użyciu widelca
należy moim zdaniem włożyć między bajki.
Znałem osoby, które kilka razy w
roku korzystały z pomocy chirurga celem implantacji, a następnie usunięcia
esperalu. Decyzja dotycząca zarówno jednego, jak i drugiego, zazwyczaj była –
jak to u alkoholików – podejmowana pochopnie, „na wariata”, pod wpływem
silnych, zupełnie niekontrolowanych emocji.
Czy esperal jest skuteczny w terapii alkoholizmu?
W niemal
wszelkich badaniach dotyczących skuteczności disulfiramu w leczeniu choroby
alkoholowej stwierdzano, że efektywność takiej terapii jest mierna. Było to
podstawą decyzji o wycofaniu disulfiramu z produkcji. Należy jednak
sprawiedliwie powiedzieć, że w wielu przypadkach implantacja esperalu pomogła
zachować alkoholową abstynencję przez długi czas, a to w życiu alkoholika mimo
wszystko duża i ważna wartość. Nierzadko okres takiej abstynencji zaowocował
świadomą i szczerą decyzją co do poddania się konstruktywnemu leczeniu i wielu
trzeźwych alkoholików ma za sobą nawet liczne implantacje.
W świetle obecnie dostępnej
wiedzy oczywistym jest jednak, że żaden środek chemiczny nie leczy alkoholizmu.
Pacjent uzależniony od alkoholu tak czy inaczej musi nauczyć się dbać o własną
trzeźwość bez jakichkolwiek zewnętrznych pomocy – inaczej terapia na dłuższą
metę staje się bezsensowną a jej efekty są bardzo nietrwałe. Jeżeli trzeźwość
nie jest stanem ducha i nie przyjmuje postaci autentycznej, wewnętrznej
potrzeby, nawet groźba śmierci nie powstrzymuje, jak widać, od kolejnego
zapicia.
Dlaczego techniki awersyjne są
tak mało skuteczne? Stosunkowo łatwo można u człowieka spowodować nawet bardzo
silny wstręt do określonej substancji, jeśli bezpośrednio po jej każdorazowym
spożyciu uda się wywołać wymioty (lub inne nieprzyjemne zdarzenie, na przykład
kopnięcie prądem, wówczas jednak efektem będzie raczej lęk, niż wstręt,
oczywiście pod warunkiem, że uderzenie prądu zostanie przez spożywającego
wyraźnie skojarzone ze spożyciem). Jeśli więc po wypiciu paru łyków piwa, czy
kieliszka wódki pijący natychmiast zwymiotuje i poczuje się bardzo źle, po
kilku takich próbach pewnie będzie odczuwał naturalny, fizjologiczny wstręt do
spożywanego napoju, ponieważ organizm, na drodze prostego warunkowania „nauczy
się”, że spożywany alkohol jest czymś niedobrym, zatruwającym, powodującym natychmiastowe
wymioty. Jednak wstręt do alkoholu nie oznacza wstrętu do stanu alkoholowego
upojenia: nawet więc, jeśli alkohol jawi się jako ohydny, stan upojenia
alkoholowego, zwłaszcza oczami osoby uzależnionej, nadal jest spostrzegany jako
błogi, przyjemny i pożądany. Nie każdy narkotyk musi smakować przyjemnie, ważny
jest bowiem raczej zmieniony stan świadomości, jakiego osoba uzależniona
doświadcza po przyjęciu substancji psychoaktywnej (na przykład alkoholu). Jeśli
więc nawet alkohol smakuje obrzydliwie – stan upojenia alkoholowego nadal jest
przyjemny, a przecież to właśnie ten stan jest ostatecznym celem picia (trudno
też wyobrazić sobie sposób na obrzydzenie samego stanu upojenia…). Efekt może
więc być taki, że pijący pije być może z większym wstrętem, ale równie ochoczo,
co dawniej.
Wymuszona abstynencja ma jeszcze
jeden ważny aspekt – po okresie takiej wstrzemięźliwości chęć spożywania
alkoholu jest zazwyczaj dużo silniejsza, niż przed nim, zupełnie tak, jakby
pijący usiłował nadrobić czas stracony bez alkoholu.
Alkoholik przyjmujący disulfiram
wie ponadto dobrze, że szkodzi mu nie sam alkohol, lecz podawany esperal (a
ściślej – alkohol w reakcji z esperalem), a tym samym doskonale zdaje sobie
sprawę, że wystarczy odstawić środek uczulający, by znowu pić beztrosko i
wesoło, w sposób niczym nie ograniczony. Reakcje awersyjne zniechęcają go więc
raczej do esperalu, niż do napojów alkoholowych.
Z tych powodów należy zrezygnować
z jakichkolwiek prób obrzydzania alkoholikom alkoholu – próby te nigdy nie dają
oczekiwanych rezultatów. Problem jest zawsze ten sam – abstynencja i chęć bycia
trzeźwym muszą być szczerą, suwerenną i dojrzałą decyzją pijącego, tylko
wówczas można mieć nadzieję, że wstrzemięźliwość alkoholowa będzie trwałą, a
trzeźwość bezpieczną i pełnowartościową.
Doskonały artykuł - krótka prezentacja o esperalu na: https://www.youtube.com/watch?v=zvNI-58Nxv8
OdpowiedzUsuńNie zgodzę się... Jeżeli ktoś ma decyzję o trzezwieniu, a nie może sobie poradzić bo co kilka miesięcy zapija, dlaczego ma nie skorzystać z chemii... Brzmi niemilo, ale każda walka jest pozytywnym kroku
OdpowiedzUsuńwitam ja zaszylem sie 2 miesiace temu.juz mi wypadlo 5 tabletek.czy lek dziala i jak dlugo
OdpowiedzUsuńNie rozumiem jak to wypadło?
Usuńjak to wypadło?doprecyzuj
Usuńwitam.Zaszyłem się miesiąc temu i rana po zdjęciu szwów nie chce się zagoić do tego zrobiła się czerwona górka z której wypływa żółte coś a w miejscu rany jest jakaś zółtawa substancja i wygląda to na rozpuszczoną tabletkę która wypływa na zewnatrz
OdpowiedzUsuńNo, to wypadałoby iść do chirurga, komentarz na blogu niewiele pomoże.
UsuńWitam. Zaszyłem się 3 m-ce temu i od tego czasu czuję się podle, chodzę osłabiony, wszystko mnie boli, jestem apatyczny i nic mi się nie chce. Prosiłbym o radę, czy może to być reakcja na lek.
OdpowiedzUsuńDzień dobry. Głęboko wątpię, żeby to była reakcja na lek. Jest to raczej rozwinięty zespół abstynencyjny (reakcja na odstawienie alkoholu). Proszę jak najszybciej poddać się leczeniu odwykowemu, sensownie, odpowiedzialnie i z zaangażowaniem.
Usuń